Dzisiaj będzie coś, czego nikt się nie spodziewał.... SKRZYCZNE! Tak, wiem, to już się robi nudne, ale co poradzę, że ta górka jest tak blisko mnie, a widoczki stamtąd niczego sobie? A zatem październik 2013. Właściwie to powinnam zabrać się za relację z zeszłotygodniowej Małej Fatry, ale mój aparat a wraz z nim dokumentacja fotograficzna chwilowo zaginęły w akcji, więc niech będą starocie, skoro już poczułam potrzebę wstawienia posta.
Start wycieczki dość późno, więc aby zaoszczędzić jak najwięcej czasu na widoczki postanawiamy schować górską dumę do kieszeni i wjechać na Jaworzynę kolejką. Dla mnie w sumie to nawet całkiem spora atrakcja, ostatni raz, gdy jechałam tą kolejką miałam chyba z 5 lat i lęk wysokości, więc przez całą drogę z zamkniętymi oczami piszczałam, że zginiemy, a w dodatku co gorsza bałam się, że spadną mi klapki XD
Ok, teraz opłacało się mieć otwarte oczy. Zdecydowanie.
Na Jaworzynie tradycyjnie chwila przerwy na herbatkę i napawanie się pierwszymi bardziej rozległymi widokami, a potem, z nadzieją, że skrócimy sobie czas wędrówki postanawiamy wejść na szczyt stokiem.
Jest super, więc nogi same cisną do przodu po więcej. W tempie wyczynowym docieramy na szczyt, gdzie jest jeszcze lepiej!
Nie wyszło tak jak chciałam, ale ja nigdy nie jestem zadowolona, więc może oszczędzę ewentualnym czytającym narzekania.
I to na tyle, szybka wycieczka, spokojna, taka troche "dla starych ludzi", bo w końcu nie zmęczyliśmy się zbytnio.
A już wkrótce....
i....
Ah, jak pięknie :). Skrzyczne zdobyłam w swoim życiu dwa razy i jakiś mały sentymencik do tej góry mam. Gdzie mieszkasz, że masz tak blisko na Skrzyczne?
OdpowiedzUsuńZdjęcia z Tobą rewelacyjne!
I to wędrowanie grzbietami w stronę Baraniej Góry, gdzie w sumie teraz jest trochę krajobraz jak po wojnie, ale to nie szkodzi, bo jeśli sięgnąć okiem dalej są cudowne widoki <3 Zdecydowanie najlepsza góra Beskidu Śląskiego jak dla mnie. Mieszkam w okolicach Rybnika, więc nie mam jakoś super blisko, bo Skrzycznego z okna nie widzę, ale te 70 km i trochę ponad godzina jazdy, to nie jest jakiś dramat ;P Ale z miasta mojego Lubego widać całkiem nieźle Beskid Śląski, więc się dobrze ustawiłam ^^'
OdpowiedzUsuńWędrowanie grzbietami w ogóle jest czadowe. Kobieto, jak ja Ci zazdroszczę takiej bliskości gór. Dla mnie wyjazd w góry to zawsze część nocy nieprzespana - byle dojechać rano na miejsce i już móc ruszyć na szlak - by nie tracić czasu!
OdpowiedzUsuńDokładnie, raz się porządnie zmęczysz, a potem tylko lekki spacerek z pięknymi widokami :D Polecam główną grań Małej Fatry, podejście mordercze, ale potem rewelacja! Ja mam niby wszędzie blisko, gdybym miała auto jeździłabym w góry co weekend, a tak to całe pieprzenie się z komunikacją miejską, a w efekcie ogromna strata czasu, skutecznie zniechęca ;/ Np. dojazd do Zawoi praktycznie nie istnieje, chyba, że pół Polski przy okazji objadę busem i pociągiem xD
OdpowiedzUsuńHahaha narzekasz? No skądże :D Za to jesienią mnie zaskoczyłaś myślałam, że nikt jej nie lubi :D Trza wracać na uczelnie i się męczyć xDD To wycieczka dla starych ludzi!? Już się zaczynam obawiać o stan swojej kondycji :D
OdpowiedzUsuń