niedziela, 12 lipca 2015

Hala Gąsienicowa, Kasprowy i Cierpienie

Tatrzańskich perypetii dzień II
Oczekiwania
http://mapa-turystyczna.pl/route/zcjw
Rzeczywistość ;______;
http://mapa-turystyczna.pl/route/+Dq6u1c61aAmYW6Ef67mYb63rW63s

To miał być ambitny dzień, dzień wylewania siódmych potów i zdobywania kolejnych dwutysięczników, ale kiedy obudził mnie rwący ból kolana, wiedziałam, że taki nie będzie. Już pomijając fakt, że obudził mnie gdzieś w okolicach 10, a nasz plan zakładał, że będziemy wtedy od  dawna na nogach.  Potem leniwe przeciąganie się w w Korsarzu, jeszcze bardziej leniwe wytaczanie się z niego, po czym jeszcze wegetowanie nad rzeczką i moczenie w niej obolałych stóp i zastanawianie się, co robić z życiem. Postanawiamy udać się na Halę Gąsienicową, a stamtąd na Kasprowy i dalej aż do schroniska na Hali Kondratowej, gdzie planujemy się zamelinować. Jesteśmy trochę zniszczeni, to fakt, a zwłaszcza moje kolano, ale wtedy wydawało się nam to całkiem wykonalne.
Eskapadę zaczynamy w Jaszczurówce, gdzie przy kasie biletowej zostajemy ostrzeżeni przed straszliwym błotem, czyhającym na nasze kostki i łydki na odcinku do polany Olczyskiej. Nie wywiera to na nas jednak zbyt wielkiego wrażenia, nawet gdy widzimy wracających stamtąd ludzi ubłoconych niemalże po pas, wyglądających jakby właśnie stoczyli ciężką batalię z potworem z bagien, mówiących "nie idźcie tam" xD Ostatecznie wcale nie było tak źle, kilka razy moje stopy zanurkowały w błocie, jednak generalnie wystarczyło tylko odrobinę się wysilić i pokombinować, by zręcznie uniknąć bliskiego spotkania z breją. Posiadacze bajeranckich treków najwyraźniej zatracili te zdolności ;)



 Kiedy docieramy na polanę Olczyską moje kolano domaga się chwili przerwy. Smażymy się w słońcu jak jajka na patelni (czekam aż moje ciało zacznie skwierczeć), ucinamy sobie nawet drzemkę (w końcu byliśmy tacy niewsypani, kto to widział wstawać o 10..;_;), po czym ruszamy dalej, co w moim przypadku wiąże się mamrotaniem pod adresem mojego kolana rzeczy, których nie wypada mi tutaj przytaczać. Ale możecie sobie w tym miejscu wstawić najgorsze inwektywy, najbardziej plugawe i rynsztokowe bluzgi jakie jesteście sobie w stanie wyobrazić. Moja wściekłość nie zna granic, oto wreszcie jestem w Tatrach, tak długo czekałam na tą chwilę, a tu klops, kolano się zepsuło. Wspominałam wyżej, że tego dnia naszym celem miał być Kasprowy. Otóż od dłuższego czasu w snach prześladowała mnie ta góra. Za każdym razem na niej ginęłam w jakiś tragiczny i godny pożałowania sposób. A to udar słoneczny, a to spadam z drugiego szczebla jakiejś drabiny (choć wcale nie ma tam żadnych drabin, ale sny rządzą się w końcu swoimi prawami), a to ciśniemy w straszliwej śnieżycy i patrzę, jak wszyscy moi towarzysze po kolei staczają się w białą otchłań, a na samym końcu lecę za nimi. Nie wiem, z czego te sny wynikały, bowiem Kasprowy nigdy nie jawił się w mojej wyobraźni jako szczyt groźny niczym 8 tysięcznik, zawsze raczej myślałam sobie "eee tam lajtowa górka. taka akurat na spacerek". W każdym razie jednak było coś na rzeczy, bowiem może w drodze na Kasprowy nie umarłam, ale za to umierałam z bólu, a nigdy wcześniej nie miałam takich problemów. Wędrówka idzie mi jak krew z nosa. Właściwie droga była jednym wielkim cierpieniem. Brakowało tylko krzyża na moich barkach ;_____; W Kuźnicach szybka przerwa na oscypka, albo i 5, nie pamiętam już, i ciśniemy żółtym szlakiem na Gąsienicową, bo czas goni. Pogoda oczywiście zdażyła się spieprzyć, deszczowe chmury wiszą nam nad głowami, ale na szczęście nie spada z nich nawet kropelka.





Nie da się opisać, jakie wrażenie wywarł ten widok na żywo. Groźne góry otulone ciężkimi ciemnymi chmurami kontrastowały z sielankową halą usianą wierzbówką kiprzycą. A w tym wszystkim zagubione między szczytami schronisko, z leniwie snującym się z komina dymem, wyglądające niczym chatka baba jagi. Po prostu *_*


 Kiedy dochodzimy do Hali Gąsienicowej jest już coś koło 19, w dodatku Kasprowy spowity ciemnymi chmurami nie wygląda jakby chciał nam przekazać "no siema, wbijajcie ;)))", na domiar złego wieje paskudnie i nagle zrobiło się piździelisko. Postanawiamy pocieszyć się Czarnym Stawem, a potem udać się do Murowańca bez wcześniejszej rezerwacji z myślą "jakoś to będzie" xP



Jest trochę tak, jakby gdzieś tam był lepszy świat ^^



Czarny Staw był super, w tą pogodę jego tafla była naprawde czarna. Okalające go postrzepione szczyty Orlej Perci straszyły zimnym i czarnym granitem. Wrażenie posępności potegował fakt, że wiało okrutnie i naprawdę ciężko było się utrzymać w pionowej pozycji. Korkoran, który podszedł do brzegu został wręcz sprowadzony do parteru przez większy podmuch. Ja leżę przyklejona do kamienia i patrzę na maleńkie punkciki przemieszczające się po szczycie Kościelca. Zdjęć z Czarnego nie mam za dużo, bo wiatr chciał mi wyrwać z rąk mój chujowy aparat. Nie powiem, by było mi go szkoda jakoś specjalnie, ale lepszy taki niż żaden, no i jednak trochę już razem przeżyliśmy ;d



Kiedy zaczyna się ściemniać postanawiamy wracać do Murowańca. W pewnym momencie wędrówki dostrzegamy światło na Granatach. Przystajemy i przyglądamy się, bowiem światło mruga, jakby ów zawieszony w skale człowiek chciał przesłać jakiś komunikat światu, np. pomocy, umieram. Co najdziwniejsze światło zupełnie się nie poruszało, przez kilkanaście minut tkwiło w tym samym miejscu. Mijają nas jacyś ludzie wracający z Zawratu i też stwierdzają, że to niepokojące i chyba wypadałoby o tym TOPR poinformować. Wracamy razem do schroniska i pukamy do drzwi ratownika.Ów jegomość otwiera nam niespiesznie, w samych majtach, mówiąc, że chwila, że poczekać. Czekamy se, ale w końcu wbijamy do jego pokoiku, on w tych majtach od kompa odskakuje jak oparzony, no i pyta w końcu co jest, to mówimy co jest, a on zbył to machnięciem i wrócił przed kompa, mówiąc, że ziomek pewnie se poradzi. Chyba se poradził, bowiem kronika TOPR milczy na temat wypadków w tym rejonie tego dnia. Właściwie kolejny raz widziałam dziwne światło w górach, w miejscu gdzie raczej nie powinno go być. Fantastyczne teorie znowu szaleją w mojej głowie. Może założę moje własne górskie z archwium X.
Na zewnątrz duje okrutnie, a my dowiadujemy się, że gleby w Murowańcu ni ma, za chwile zamykamy, dobranoc, szerokiej drogi.  A nie, zaraz, jest jeszcze jeden pokój, 5 dych za materac, albo nara, idźcie sobie w ciemną noc z niedźwiedziami i strażnikami, którzy nieopodal mają swoją siedzibę i już zacierają łapki na wasze pieniążki. Ja nie waham się ani chwili, wybieram najdroższy materac i kocyk w moim życiu. Ale było warto. To była najlepsza noc w moim życiu. Najlepszy kocyk w moim życiu. Leżałam sobie, słuchałam jak wiatr wyje za oknem, nawet noga przestała mnie boleć od tej błogości. Po dłuższej chwili zamykam oczy z nadzieją na lepsze jutro.

Nadzieja jak wiadomo szczęścia do mądrych dzieci nie ma, a jutro zawsze może być gorzej.

Dzien III

Wstajemy z łożka, zapowiada się całkiem obiecująco, noga nie boli, słoneczko wreszcie świeci tak jak powinno, więc czym prędzej wyruszamy na szlak. Naprawdę ten materac był super wyjściem, miłą odmianą od spania w aucie w pozycji embrionalno-połamanej kołem. Mozolnym tempem ciśniemy na Kasprowy.




 Po drodze mijam ekipę z butelką wódki, Januszy robiących sobie przystanki  na pifko. Nie żebym miała aureolę nad głową, bo też czasem zdarzało mi się wypić pifko w górach, ale JEDNO, no i traktowałam to raczej w kategoriach "pifka zwycięstwa". Natomiast absolutnie nie rozumiem ludzi chlejących w drodze na szczyt, już pomijając fakt, że wkurwia mnie takie hałaśliwe podchmielone bydło w górach. Po dotarciu na szczyt Kasprowego wiem już, że raczej będę go omijać w sezonie, wszędzie ludzie! ;o Na szczycie oczywiście można sobie kupić picce, jakieś zabawki, chuje muje i milion różnych rzeczy. Oczywiście wszystko w WYGÓROWANYCH cenach hehe ;_; Na Kasprowy pewnie wrócę i to nie raz, bo jednak widoczki były nieziemskie,ale raczej pofatyguję się tam jesienią. Siedzimy na szczycie, podziwiamy roztaczający się dookoła bezkresny górski krajobraz, a nad naszymi głowami zbierają się deszczowe chmury.


  górski romantyzm musi być xP Też chciałam taką fotę, ale bałam się usiąść nad przepaścią, więc nie będzie kolejnego zdjęcia z cyklu "moja dupa i góry"  ;_____;

 Kiedyś....


 Bardzo chcę iść dalej, na Kondracką Kopę, ale chyba z moją nogą nie dam rady. Podjęcie decyzji ułatwia nam fakt, że zaczyna walić grad xD No cóż, chyba trzeba zmykać w dół. Trochę niżej jest lepiej, ale szczyt Kasprowego wygląda jakby rozgrywała się tam apokalipsa. Schodząc mam ochotę płakać, tak boli. Już nawet nie robię zdjęć, czasem jedynie szybko coś pstrykam,żeby było. Kiedy dochodzimy do Korsarza zaczyna lać jak z cebra, pogoda już na dobre się popsuła, mieliśmy jednak niezłego farta, że poczekała z tym łaskawie do końca naszej wycieczki.



Noga  po tej wyprawie bolała mnie jeszcze dłuuuuuugo. Po zimowej wycieczce na Pilsko też nie umiałam chodzić. Ostatnio jednak coś mi solidnie strzeliło w kolanie i chyba się naprawiło, bo po Małej Fatrze śmigałam aż miło, magia :O
Potem czekał nas jeszcze dłuuugi powrót do domu, gdzieś w Rabce wyszło cudowne słońce i przez głowę przemknęla mi myśl, że w sumie jest jeszcze wcześnie, a gdyby tak... na Turbacz? xD Moje górskie uzaleznienie nie ma granic, naprawdę. Wracam z gór, ze zmaltretowaną nogą, a wciąż chcę więcej.

I na koniec mała reklama najlepszego filmu o przygodach, idealnego na niedzielne gnicie przed kompem:
https://www.youtube.com/watch?v=kGWO2w0H2V8

9 komentarzy:

  1. O matko, o matko, ale pięknie! Coraz większego mam smaka na Tatry, ale kiedy tam jechać, no kiedy? :( Jak dobrze, że już (dopiero!) 15 sierpnia na urlop, usycham bez gór...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A na żywo było piękniej.... achhh, chcę znów. To może 15 sierpnia? :> Byłam właśnie 15 sierpnia w zeszłym roku i generalnie miejscami było ciasno. A gdzie się wybierasz? Ja właśnie też usycham, więc w czwartek na Diablak i na... Gówniak, bo muszę, po prostu muszę zdobyć tą górę xD I może od razu Burdelową Górę, która też jest gdzieś tam w pobliżu. Kocham beskidzkie nazewnictwo <3

      Usuń
    2. Burdelowa Góra jest w Paśmie Polic i to w części najbardziej oddalonej od Babiej Góry, więc jednak nie do końca w pobliżu ;).

      Oj tak, nazwa Gówniak jest boska :D Szkoda, że na tyle eksponowana, że niełatwo w blady dzień rzeczywiście się tam... załatwić :P. Dla nas "gównianą" górą pozostanie Mędralowa, haha :P

      I te dzielnice Zawoi ;) Burdele, Smyraki...

      Na urlop lecimy w zagraniczne góry, ale nie zdradzę póki co gdzie :>

      Usuń
    3. W momencie kiedy planowałam trasę byłam przekonana, że nie ma rzeczy niemożliwych xD
      Ostatecznie nie pojechałam, bo złapałam zapalenie pęcherza ;(
      Nie wiem, skąd nazwa Zające Smyraki i chyba wolę nie dochodzić etymologii xD
      W Śląskim jest jeszcze Grupa Wielkiej i Małej Zabawy, jakoś bawi mnie ta nazwa ^^
      No weź uchyl rąbka tajemnicy :>

      Usuń
  2. jeśli chodzi o przygody to polecam Ci tą komedię... niby dla dzieci a lałam jak mały berbeć :) Jeżeli masz kuzynów, chrześniaków to polecam Ci obejrzeć z nimi :) http://www.myfilmyonline.pl/film,george-prosto-z-drzewa-george-of-the-jungle-1997-lektor,15342,caly.cda.html myślałam że to jakiś suchar ale jak zaczęłam oglądać nie mogłam przestać dosłownie! śmiech po pachy xDD tylko drugi link oglądaj, pierwszy nie działa :D

    Czy ty musisz tak śmiechowo opisywać swoją trasę, drogę pobyt? Lałam xDD Nie wiem czy to było zamierzone z twojej strony ale nie mogłam się powstrzymać... :D Że co pomimo tych boleści, cierpień byłaś aż tak zadowolona? Szok... chatka baby jagi? Dobrze, że żadna Cię tam nie porwała :D A widoki, zdjęcia piękne... :D No to zaszlałaś z ceną, ale w sumie jak szaleć to szaleć :) P.S- chciałabym spróbować takiego prawdziwego oscypka, nawet jakbym się spieszyła i byłoby to podczas krótkiej przerwy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżordż to klasyka, oglądałam często w tv jak byłam mała :D W sumie zaś bym obejrzała, ale teraz mam tą Plotkare, wiec Dżordż musi zaczekać xD
    Ja tu pisze o moim cierpieniu, a ta sie śmieje! xD Serio aż tak śmiechowo wyszło? Mi wtedy w sumie nie powinno być do śmiechu, kiedy wlokłam noge za sobą, ale tam było tak fajnie, że ciężko było nie być zadowolonym (chociaż pod koniec wycieczki coraz częściej myslałam o amputacji kolana)
    Jak se potem pomyślałam, ile bym miała oscypków za te 5 dych to troche słabo, ale ostatecznie przynajmniej sie wyspałam jak człowiek xD SERIO NIGDY NIE JADŁAŚ OSCYPKA? Ło kurde kobito, jak to możliwe? Ja w górach sie żywie ino tym, no i buła z kiełbacha, ale to wiadomo ;p Daleko masz w góry po oscypa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha to widzę, że się znasz na dobrym kinie :D
      Naprawdę słowo daję, że ironizujesz z tekstem i nawet nie da się tego odbierać na serio xDD Nawet teraz jak piszesz o amputacjii kolana... hahaha... tego nie można brać na serio :D Choć wierzę ile wysiłku musiało Cię to kosztować! :* Biedna! ( głaszcze)
      Nie no jadłam... z ikeii xDDD I nad morzem raz... ale takiego prawdziwego nigdy... mieszkam w górach świętokrzyskich i tu na oczy raczej ich nie ujrzysz, nooo chyba że w ikeii lub supermarkecie :D

      Usuń
  4. Nie chciej wiedzieć, co ja czasem oglądam, Dżordż jest przy tym niczym ambitne kino europejskie xD
    No dobra, z amputacją kolana pojechałam po bandzie xDD No było źle, ale z perspektywy nawet spoko, bo przynajmniej miałam na co ponarzekać : D
    LOL , oscypek znad morza xD U mnie z kolei bliżej do oscypków niż do Ikei xD Ale z Biedry często jadam i to niestety nie jest to samo, co prawdziwe górskie opscypki, wyrabiane ręką bezzębnego bacy, którą przed chwilą drapał się po jajach (tru story, jak byłam w Tatrach, to właśnie dokładnie takiego bace widziałam) xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Cicho bądz! rujnujesz moją psychikę xDD A twoje wspomnienia widoków, zatrzymaj dla siebie bo wyjdę z sb :D
    Oglądanie z Tb czegokolwiek widzę musi byc wyzwaniem nawet filmów :)
    Ty narzekaczko jedna ^^

    OdpowiedzUsuń