wtorek, 30 czerwca 2015

Skrzyczne



Dzisiaj będzie coś, czego nikt się nie spodziewał....  SKRZYCZNE! Tak, wiem, to już się robi nudne, ale co poradzę, że ta górka jest tak blisko mnie, a widoczki stamtąd niczego sobie? A zatem październik 2013. Właściwie to powinnam zabrać się za relację z zeszłotygodniowej Małej Fatry, ale mój aparat a wraz z nim dokumentacja fotograficzna chwilowo zaginęły w akcji, więc niech będą starocie, skoro już poczułam potrzebę wstawienia posta.
Start wycieczki dość późno, więc aby zaoszczędzić jak najwięcej czasu na widoczki postanawiamy schować górską dumę do kieszeni i wjechać na Jaworzynę kolejką. Dla mnie w sumie to nawet całkiem spora atrakcja, ostatni raz, gdy jechałam tą kolejką miałam chyba z 5 lat i lęk wysokości, więc przez całą drogę z zamkniętymi oczami piszczałam, że zginiemy, a w dodatku co gorsza bałam się, że spadną mi klapki XD

Ok, teraz opłacało się mieć otwarte oczy. Zdecydowanie.




Na Jaworzynie tradycyjnie chwila przerwy na herbatkę i napawanie się pierwszymi bardziej rozległymi widokami, a potem, z nadzieją, że skrócimy sobie czas wędrówki postanawiamy wejść na szczyt stokiem.




Jest super, więc nogi same cisną do przodu  po więcej. W tempie wyczynowym docieramy na szczyt, gdzie jest jeszcze lepiej!





Chciałoby się pójść w tę stronę, Malinowska Skała z tej perspektywy taka zachęcająca, ale szybkie spojrzenie na zegarek raczej pozbawia nas złudzeń, że dojedziemy tam przed zmrokiem. Biegamy więc z aparatem po chaszczach, chłonąc pierwsze promienie zachodzącego słońca i patrząc na mgły spowijające szczyty, za które chyba najbardziej kocham jesień w górach ;3 Co ja mówię! Kocham jesień wszędzie i zawsze. Mój idealny cykl pór roku wyglądałby tak, że przez 11 miesięcy byłaby jesień (pod każdą postacią: złota, czy posępna, mglista i deszczowa) a przez miesiąc zima ^^



Robię sobie nawet małą sesję fotograficzną, ale zdecydowanie przed aparatem najlepiej się czuję i wyglądam od tyłu, albo kiedy wiatr zarzuci mi włosy na twarz, potwierdzenie znajduje się poniżej:

Inspiracja Kittelsenową Sorią Morią


Nie wyszło tak jak chciałam, ale ja nigdy nie jestem zadowolona, więc może oszczędzę ewentualnym czytającym narzekania.




 Zachód słońca był pyszny, w przeciwieństwie do schodzenia częściowo po ciemku znienawidzonym niebieskim szlakiem, brrr, kiedyś tam złamię nogę, na pewno.
I to na tyle, szybka wycieczka, spokojna, taka troche "dla starych ludzi", bo w końcu nie zmęczyliśmy się zbytnio.

A już wkrótce....

i....