piątek, 14 lutego 2014

Bogactwo!

W tej notce nie będę się rozpisywać, to ma być przede wszystkim uczta dla oczu, a nie mój bełkot.
Poza tym, nad wjazdem kolejką na Skrzyczne nie ma się co rozwodzić, właściwie może i nawet lepiej byłoby pominąć to lamerstwo milczeniem xP 
Dzień wcześniej uszkodziłam sobie nogę na Baraniej. Opis tej eskapady (w iście skyrimowych klimatach!) już niebawem, a tymczasem parę widoczków, które ukazały się moim oczom na szczycie, oprócz setek narciarzy w jaskrawych kurtkach.

 Zdjęcia nie są w stanie oddać tego, jak bardzo piździało. Oczywiście jak na złość zapomniałam rękawiczek xD Po jakichś kilkunastu minutach latania po szczycie, ochowania i achowania, bowiem nigdy nie widziałam takich ładnych rzeczy ze Skrzycznego, byłam zmuszona udać się do schroniska, by się nieco rozmrozić.

 Pan Bernardyn z klasztoru bernardynów (jak ochrzciło go pewne dziecko) zaśliniający stół i rumuniący o kawałek kanapki

Jestem zszokowana tym widokiem! Podczas mojej ostatniej wizyty to miejsce wyglądało tak:

A teraz można było podziwiać Tatry w całym ich majestacie i królową, która jest tylko jedna!



 Dla takich widoków i fotek było warto nurkować w śniegu z kaleką nogą i ryzykować odmrożenie stóp!



I na koniec ostatnie już widoczki z tej wyprawy, popełnione podczas schodzenia, albo raczej zjeżdżania na tyłku. Nagimnastykowałam się, by uchwycić to, jak wiatr rozwiewał śnieg na tle zachodzącego słońca, ale wyszły tylko jakieś rozmazane plamy, zamiast skrzącego się magicznego pyłku, szlag by to ;_;
Mam jakieś zboczenie co do fotografowania tego miejsca. Zawsze kiedy schodzę ze Skrzycznego, to staję tam i pstrykam jak opętana.

I na koniec wersja cukierkowa:

Patrząc na tą notkę czuję się jakoś nieswojo. Jeszcze nigdy na tym blogu nie było tyle słońca, co teraz xD
Ale jak pojawi się relacja z Baraniej, to wszystko wróci do normy, obiecuję.
Muzyczka:  http://www.youtube.com/watch?v=YDRkL8mqiO4

niedziela, 9 lutego 2014

Bieda

Ostatnio górska posucha, toteż niezbyt mam się czym chwalić. W jeden z nielicznych śnieżnych dni (choć śniegu było tyle co kot napłakał) tego roku udało mi się wyruszyć z aparatem w moje rodzime chaszcze, czego efekty zamieszczam poniżej. A już niebawem: Barania Góro, nadciągamy! Mam nadzieję, że wystroisz się na to spotkanie w śnieżną szatę.