czwartek, 12 lutego 2015

Klimczok-Błatnia

Pora na kolejną retrospekcję. Jakoś tak się niefartownie złożyło, że w "ferie" zamiast chodzić po górach odgrzebuję w czeluściach pamięci i komputera stare wycieczki. Tonąc przy tym w zużytych chusteczkach.
Kiedy bodaj pod koniec września 2013 udałam się do Brennej z zamiarem kolejnego wejścia na Błatnią i dziewiczego postawienia mej stopy na szczycie Klimczoka też w sumie byłam z leksza zasmarkańcem. Z Brennej robimy sobie spacerek na Karkoszczonkę, dla mnie trasa wyświechtana i dobrze znana, ale jednak dawno niewidziana w jesiennej szacie, więc jest spoko, idę i podziwiam pierwsze złote liście na drzewach, ale widoków tam raczej się nie uświadczy. Za to, żeby nie było nudno, szlak funduje nam mnóstwo blotka, w którym zapadamy się po kostki.



A takie widoki można podziwiać z Karkoszczonki. Zdominowane przez Skrzyczne. Oj, chciałoby się na moją ulubioną górę, która wydaje się być jak na wyciągnięcie ręki, ale plany na ten dzień jej nie uwzględniają ;(

Na Karkoszczonce siedzimy i pokrzepiamy się herbatką, po czym ruszamy w stronę Klimczoka. Szlak jest naprawdę LAJTOWY, na miejsce docieramy błyskawicznie, tak że gdy stajemy na Siodle pod Klimczokiem wyrywa mi się "eeee, to JUŻ?".
Kilka fotek z drogi na Klimczok, która była całkiem malownicza.





Przy schronisku znowu pora na herbatkę, lubię pić herbatkę w górach z mojego prlowskiego termosu, który zawsze zalewa mi plecak <3
Myślimy, czy by nie zahaczyć jeszcze o Szyndzielnię, ale ostatecznie odpuszczamy i postanawiamy pocisnąć na Błatnią, gdyż czasu nie mamy aż tak dużo, by sobie nim szastać, a jednak na Błatniej mi bardziej zależy.
Ze szczytu Klimczoka przy sprzyjających warunkach można podziwiać nawet Tatry, ale tym razem nawet  Diablak ledwo majaczył na horyzoncie, generalnie pogoda była wporzo, ale dalej sięgnąć okiem się nie dało, wszystko takie jakieś zamglone, rozmyte, bleeee.

 Zmierzamy w stronę Błatniej i natykamy się na dość dziwne zjawisko. Zaraz za Klimczokiem, w lesie, płonie mnóstwo małych ognisk. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam w górach i chcę więcej, bowiem wrażeń estetycznych dostarczyło mi to wiele. W dodatku lubię zapach ogniska, także pełen kontent!







Teraz moim zdaniem najlepsze kąski z tej sesji. Na żywo wyglądało to naprawdę magicznie, jak schodki do innego świata.






Kombinowałam, czy by nie upiec parówek na ognisku, ale ostatecznie postanowiliśmy iść dalej, a parówki skonsumować na Błatniej.



Po drodze rozglądamy się za jasknią, która znajduje się gdzieś w masywie Trzech Kopców, ale nie udaje nam się jej zlokalizować. Na szlaku pustki totalne, więc moich zdjęć nie szpecą na szczęście żadne znienawidzone kolorowe punkciki ;P




Polana na Błatniej idealnie nadaje się do pożarcia parówek. Polecam. Generalnie to jedna z moich ulubionych miejscówek w Beskidzie Śląskim. Nie zabawiamy tam jednak zbyt  długo, bo dzień zaczyna powoli dogasać, a przed nami jeszcze dość daleka droga.

Łapię obiektywem resztki słońca.


Po drodze jeszcze gubimy się parę razy, dla mnie jest trochę ekstremalnie, bo nigdy wcześniej nie chodziłam po górach po zmroku, więc mój zmysł wzroku zaczyna wariować, a najcichszy szelest w krzakach sprawia, że włos mi się jeży. Teraz, bogatsza w górsko-nocne doświadczenia, prycham, kiedy przypominam sobie siebie wtedy. Mam nadzieję, że mój następny post nie będzie kolejnym odgrzebywaniem staroci i w końcu uda mi się wybrać w zimowe góry!

3 komentarze:

  1. Dlaczego dopiero teraz dowiedziałam się o Twoim blogu?!?!??!?! :(

    Błatnia jest moją czarną plamą na mapie Beskidu Śląskiego. W zeszłym roku podczas dwóch wyjazdów eksplorowałam wraz z Ukochanym Beskid Śląski, ale na Błatnią było nam nie po drodze... Teoretycznie moglibyśmy na nią zejść z Klimczoka, ale w ten dzień zaraz po przyjeździe z Poznania (jechaliśmy w nocy) i zameldowaniu się w domu gościnnym w Wiśle, zrobiliśmy taką trasę: Przełęcz Salmopolska - Malinów - Malinowska Skała - Kopa Skrzyczeńska - Małe Skrzyczne - Skrzyczne - Lanckorona - Szczyrk - Klimczok - Szyndzielnia - Przełęcz Karkoszczonka - Hyrca - Kotarz - Grabowa - Biały Krzyż - Przełęcz Salmopolska. Na Błatnią po prostu zabrakło czasu, bo po 18stej zamykali parking na Salmopolskiej :P. Gdy patrzę na Twoje zdjęcia z polany na Błatniej to wiem, że kiedyś w końcu ją zdobędę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Lepiej późno niż wcale xD Zapraszam do zaglądania od czasu do czasu ;)
    Super kółeczko, chyba kradnę tą trasę, zwłaszcza, że ostatnio mam ochotę na tamte okolice :D Błatnię z całego serca polecam zdobyć jesienią, najlepiej upolować idealnie słoneczny dzień w środku października. Wiem, że to brzmi jak pobożne życzenia, ale mi raz się udało, polana na Błatniej wyglądała wtedy oszałamiająco, a sama trasa po dywanie ze złotych liści... <333 no tylko ta emotka jest w stanie w pełni oddać moje uczucia ;)
    Foty na dodatkową zachętę http://rude-na-szlaku.blogspot.com/2014/03/batnia-w-zamierzchych-czasach.html
    Poza czekoladowym prowadzisz też górskiego bloga? Bo relacje z gór zawsze spoko :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trasa jest mistrzowska, tylko właśnie Błatniej brakuje...

      Górskiego bloga nie prowadzę, choć w czekoladowego staram się wplatać czasem trochę gór (szczególnie ostatnio vide wyprawa w Atlas Wysoki)

      Usuń